środa, 11 września 2013

Wróciłam:)

Plaża, piasek, słońce - oto co zajmowało mnie mnie przez ostatnie 10 dni. Zero myślenia o pracy.. zero myślenia o problemach...I ogólnie zero myślenia:) Nie leżałam wprawdzie cały czas na plaży(tylko troszkę), bo to nie mój styl. Za to chodziłam, zwiedzałam, pływałam i starałam się spędzać czas możliwie jak najbardziej aktywnie, bo tylko tak umiem odpocząć.
zwiedzanie

trochę lenistwa

fajne widoki


chcę tam wrócić!




Konsekwencją takiego stanu wyluzowania było to, że zmienił się mój schemat dnia i posiłków.. Pozwoliłam sobie naprawdę na bardzo dużo, bo na wakacjach się nie ograniczam. Piłam drinki, jadłam lody i ciasta i z raz nawet pozwoliłam sobie na frytki..Wiem, wiem - chyba zwariowałam, żeby tak się opychać kaloriami.. Gdzie moja determinacja w dążeniu do celu? Gdzie moja silna wola?!
Cóż...Jestem tylko człowiekiem, a nawet tylko Kasią i stwierdzam, że małe szaleństwa mnie nie zabiją. Nie można tak cały czas być jak naciągnięta struna.Czasem pozbywam się tego kija od szczotki, który cały czas utrzymuje mnie w pionie i pozwalam sobie na luz. Odpoczęłam, naładowałam akumulatory pozytywną energią i nadchodzi czas, by kij wrócił;)
zrelaksowana ja - make up -->no make up i uśmiech od ucha do ucha

Wakacje się skończyły i powracam do rzeczywistości. No i ta rzeczywistość zdążyła mnie trochę przytłoczyć. Słońca nie ma, ciepła nie ma, szaro, smutno i ponuro..W dodatku wróciły wszystkie sprawy, przed którymi naiwnie próbowałam się schować - praca, obowiązki i dyscyplina, którą przecież sama sobie narzuciłam...a tak było miło;)

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po powrocie było oczywiście wejście na wagę...Trochę mnie ten tema zestresował, bo przez cały tydzień szalałam niedietetycznie mówiąc szczerze..No i tutaj niestety moje obawy się potwierdziły - jak się szaleje z jedzeniem i drinkami na plaży to jakieś konsekwencje muszą być!Niestety, przykre konsekwencje.. Waga wskazała 2 kilo więcej niż przed wyjazdem! 2 kilo!!!Niby tragedii nie ma, ale to są 2 tygodnie ciężkiej pracy na siłowni w plecy, więc zabieramy się ostro za siebie i ćwiczymy jeszcze intensywniej!

Jedno spojrzenie w lustro i widzę, że cera tez już nie taka jak wcześniej - niby opalona, ale w kondycji nieco gorszej (ehh.. słodycze...). No to wracamy do diety sprzed wakacyjnego szaleństwa!

Oczywiście już tak mam, że gdzie nie spojrzę, to widzę robotę dla siebie. Bo a to trzeba posprzątać, poprać, ogarnąć dokumenty i jeszcze praca, do której w ogóle nie chce mi się wracać. A jak sięgnę pamięcią tydzień wstecz i pomyślę, że wówczas moim największym problemem było to czy się równo opaliłam z przodu i z tyłu...Oj fajne te wakacje, ale powroty to zawsze dla mnie koszmar. Muszę sobie jednak jakoś poradzić i znów się wbić w ten mój perfekcyjny schemat:)

Też jest Wam tak ciężko po wakacjach?




2 komentarze:

  1. Ja mam tak samo Kasiu z powrotami z wakacji i ta szara rzeczywistość :( ale najwspanialsze są chwile kiedy wspominamy. Nie miej wyrzutów szybko zrzucisz te 2 kg a nawet więcej przecież naładowałaś baterie!A fotki super i ty pięknie wyglądasz :)
    Pozdrawiam Cię cieplutko :):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Baterie naładowane, więc zabieram się do pracy i nie będę miała czasu na smucenie się szarością;)
    Pozdrowionka:)

    OdpowiedzUsuń