czwartek, 29 sierpnia 2013

Trochę zdrowego egoizmu:)

Dzisiaj mam dzień wolny i tylko dla siebie:) Wczoraj posprzątałam całe mieszkanie, łącznie z umyciem lodówki i okien, żeby dzisiaj pozwolić sobie na całodzienny relaks. Bo nienawidzę gdy coś mnie rozprasza, a takim czymś może być: kurz na półce, kropka na lustrze, smuga na szybie, brudne naczynia w zlewie...(mogłabym wymieniać godzinami;)) Jak zobaczę coś takiego, to cały urok chwili pryska, wskakuję w dresy i zabieram się za sprzątanie. No niestety perfekcjonistki już tak mają;)

źródło: fishki.pl


Ale dzisiaj ma być miło. Plan jest prosty: rower, ćwiczenia, rower, wspaniała kąpiel, trochę zabiegów pielęgnacyjnych (maseczka, pazurki itp.) A jak już zrobię się na bóstwo to obowiązkowo zakupy:) A wieczorem może basen. Oczywiście w międzyczasie zjem sobie pięć zdrowych i pysznych posiłków zgodnie z zaleceniem pani Dietetyk z Tuana - no tutaj nie idę na żadne ustępstwa i żadnych słodkości nie będzie;) 



środa, 28 sierpnia 2013

Cukinia - warzywo wielofunkcyjne

źródło:przepisy.magazyn-kuchnia.pl
Cukinia to pyszna siostra dyni. Na uwagę zasługuje jej niska kaloryczność - tylko 16 kcal w 100g-wynikająca z wysokiej zawartości wody. Jest warzywem polecanym osobom na diecie bo łączy niską wartość kaloryczną i wysoką wartość odżywczą - witaminy: B1, B2, C, PP, beta-karoten, składniki mineralne. Na uwagę zasługuje również fakt, że cukinia nie kumuluje metali ciężkich:) Ponadto ma działanie odkwaszające. Wszystkie jej zalety sprawiają, że można ją podawać już półrocznym maluchom:)

Można ją jeść na surowo, można grillować, smażyć, gotować, przygotowywać na parze, zrobić z niej placki. Można jeść ze skórką lub bez. Zawsze jest pyszna!


Risotto warzywne z cukinią i groszkiem:)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Borówki, boróweczki

Zawróciły mi w głowie i rozkochały w sobie:) Codziennie serwuję sobie porcję tych owoców, bo są naprawdę świetne:) Zacznijmy od kaloryczności, bo jednak to Kasię na diecie interesuje najbardziej:) 100 g tych pyszności ma 62 kcal, więc nie jest źle:)

Borówka amerykańska to kuzynka z Ameryki naszej jagody. Właśnie Stany Zjednoczone są największym producentem tego pysznego owocu, ale w Europie największe plantacje znajdują się w Polsce, więc bez trudu kupimy rodzime borówki amerykańskie:).

Pyszności:)
źródło:oczarjk.pl


W małych niebieskich koralikach skrywa się prawdziwe bogactwo składników odżywczych. Borówka ma w swoim składzie dużo mikro- i makroelementów, a na szczególną uwagę zasługuje zawartość potasu, wapnia i fosforu. W skład borówki wchodzą również związki antyoksydacyjne, które są elementem profilaktyki antynowotworowej oraz substancje biologicznie czynne, którym przypisuje się działanie obniżające poziom cholesterolu we krwi. Od lat znane jest również korzystne działanie składników zawartych w borówkach na wzrok.

No i oczywiście są pyyszne!
Zatem smacznego:)

Płatki ryżowe na mleku z malinami i borówkami





poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Życie to walka

Cieszę się, że podjęłam walkę z samą sobą i już od ponad dwóch miesięcy się nie poddaję. Dzięki temu naprawdę czuję się silniejsza. Czuję, że jeśli tylko chcę coś osiągnąć i dążę wytrwale do swojego celu to mogę wszystko. To naprawdę pozytywnie nastraja do życia:)

Jednocześnie jest we mnie ten strach, że kilogramy wrócą i że jeszcze za wcześnie by mówić o sukcesie... Bo niby schudłam ponad 10 kg i mogę nosić ubrania rozmiar albo i dwa mniejsze. Niby wszyscy, którzy mnie dawno nie widzieli chwalą moją nową figurę i ciągle rzucają mi teksty typu: "Rany! Ale Ty schudłaś". Niby wszystko jest świetnie, ale w moim przypadku to najgorszy moment diety. Bo teraz najłatwiej spocząć na laurach i powiedzieć sobie, że już starczy, że trochę cukru nie zaszkodzi i że jest dobrze..  Zwykle jak mnie się za bardzo chwali, jak za bardzo komplementuje to zaczynam popadać w niezdrowy samozachwyt. A przecież trzeba być czujnym (nawet bardziej czujnym niż ważka)!

Dlatego staram się nie zgubić mego celu.Staram się w chwilach słabości przypominać sobie jak było mi ciężko, gdy wszystkie ubrania były na mnie za ciasne, jak kiepsko się czułam w sklepach, kiedy okazywało się, że znowu zwiększył mi się rozmiar (taa - sam się zwiększył). Myślę o tym ile pracy i determinacji kosztowało  mnie zrzucenie każdego kilograma. Oglądam sobie zdjęcia wcale nie takie stare, bo sprzed 3-4 miesięcy i zastanawiam się jak mogłam nie zauważać, że wyglądam jak pyza...To wszystko pomaga, ale na jak długo nie wiem;)

Prawda jest taka, że moim zdaniem nie wyglądam jeszcze tak dobrze jak bym mogła wyglądać i do wymarzonego celu brakuje mi jeszcze 5-6 kg. Zrzuciłam te 10 kg i w końcu normalnie i przeciętnie się prezentuję,  ale jeszcze nie noszę rozmiaru, który zawsze chciałabym nosić:) Przede mną jeszcze dużo pracy i wysiłku, bo teraz kilogramy już nie spadają w takim tempie jak na początku, gdy opiekowali się mną specjaliści z Tuana (www.tuanclub.pl). Teraz samotnie, żmudnie i powoli walczę o każde 100 g.



Jednak pod czujnym okiem trenera łatwiej się było zmotywować:)
Swoją drogą zastanawiam się jak mogłam tak długo zwlekać z odchudzaniem i tak sobie nosić na grzbiecie to nadmierne 10 kg, które do niczego nie było mi potrzebne. To tak, jakbym codziennie wkładała na plecy plecak wypełniony dziesięcioma paczkami np. cukru i chodziła z nim wszędzie i wszystko robiła. To naprawdę ulga móc zdjąć ten ciężar:)


Muszę się jednak pilnować, bo złe nawyki tkwią we mnie i będą tam zawsze. Zajadanie stresów, podjadanie między posiłkami, lenistwo - z tym wszystkim walczę codziennie. Jak na razie wygrywam:)


środa, 21 sierpnia 2013

No to zaczynamy od owsianki

Zapowiada się kolejny deszczowy i smętny dzień. Muszę sobie dzisiaj zaserwować porządną dawkę energii, bo będzie ciężko. Od czego zacznę...Z pewnością od śniadania!
A dzisiaj w menu śniadaniowym nic innego jak owsianka;)



Bardzo lubię owsiankę i obecnie jem ją prawie codziennie, ale nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia;) Musiałam się do owsianki przekonać, bo wydawało mi się, że po pierwsze - to nie może być smaczne, po drugie - to za mała porcja żebym się najadła (robię owsiankę z 2 łyżek płatków owsianych)..
Oczywiście myliłam się w obu kwestiach. Owsianka naprawdę dobrze smakuje, a przede wszystkim jest posiłkiem cennym żywieniowo, bo zaopatruje organizm w porządną porcję białka, witamin B1 i B6, żelazo, magnez, błonnik oraz niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe. Z takim orężem łatwiej stawić czoło wyzwaniom nowego dnia. Owsianka jest naprawdę smaczna i pożywna, no już szczególnie jak doda się do niej owoce sezonowe:)) Teraz już UWIELBIAM JĄ;)


Realiści nie mokną..

Jestem rasową optymistką i dzisiaj dostałam za to psztyczka w nosek. No bo ja przecież nie wierzę, że może MNIE zmoczyć deszcz, niech moczy wszystkich innych,a ja i tak pozostaję sucha. Nie wierzę, że będzie padać chociaż niebo spowijają ciężkie chmury i w każdym programie pogodowym nie zapowiadają nic innego jak opady.
I muszę przyznać, że do tej pory mi się udawało. Zwykle mam tak, że jak wychodzę z jakiegoś budynku to przestaje padać, toteż nigdy nie biorę ze sobą parasola - bo po co dźwigać - przecież los czuwa:)

źródło: www.najlepsze-demotywatory.pl

Zatem dziś też nie wzięłam, mało tego, rzuciłam losowi wyzwanie - spędziłam cały dzień na rowerze (kocham rower!):) Udało mi się jechać do sklepu, udało mi się jechać do babć w odwiedziny i już, już miałam wracać do domu, ale odezwały się wyrzuty sumienia, że dawno nie ćwiczyłam (od wczoraj). No to co tu zrobić?Jadę na siłownię!
Tak intensywnie ćwiczyłam, że chyba poruszyłam niechcący chmurami i rozpętało się piekło.. Ale ja dzielna babka jestem - pada to pada, z cukru nie jestem, a jakoś do domu wrócić trzeba. Wsiadłam na  rower z gracją i udałam, że mi w ogóle nie przeszkadza ten wodospad, który leje się z nieba prosto na mnie.. Założyłam sobie od niechcenia kaptur bawełnianej bluzy (taa to mnie na pewno ochroni)  i pomknęłam. Nawet nie było tak źle, dopóki do deszczu nie doszedł wiatr.. Wiecie jak smakuje deszcz? Ja już wiem - po drodze te wstrętne kropelki pakowały mi się wszędzie - do nosa, do ust, do oczu. Ubranie nasiąkło wodą i czułam się z 10 kg cięższa..Nawet nie widziałam gdzie jadę, a rosnąca plama na plecach uświadomiła mi, że jednak trzeba było kupić błotniki..I w dodatku okazało się, że z opony z tyłu zeszło mi powietrze. Gdyby nie to, że byłam główną uczestniczką tego widowiska to zapewne nieźle bym się uśmiała. A tak - musiałam pędzić i walczyć z żywiołem..
Jeszcze nigdy nie wróciłam tak mokra z treningu!
A wiecie co robię jutro? Idę na rower-to nieuleczalne!

P.S. Tylko muszę tą oponę podpompować;)


wtorek, 20 sierpnia 2013

Na siłowni z Mamą:)

Moja Mama jest naprawdę pozytywną osobą - otwartą na ludzi i na Świat (Tata zresztą też - dzięki Boże, że dałeś mi takich świetnych Rodziców :)). Mama ostatnio próbuje swoich sił w sporcie i szuka jakiejś dyscypliny dla siebie, więc postanowiłyśmy, że sprawdzimy czy siłownia jest dla niej.



Sprawdzałyśmy w ostatnią sobotę i w tym celu wybrałyśmy się na wspólny trening (ale super!). Przyznam szczerze, że może to nie był najefektywniejszy z moich treningów, ale z pewnością najfajniejszy. Mama ćwiczyła sobie na sprzętach cardio(bieżnia, rowerek, orbitrek), a ja jak zwykle biegałam z maszyny na maszynę i dodatkowo jeszcze do Mamy zobaczyć jak sobie radzi. A radziła sobie naprawdę świetnie. Nie wiem czy ja miałam tyle zapału na swoich pierwszych treningach...



Niestety stwierdziła, że siłownia, choć fajna, to jej niekoniecznie odpowiada...Ja za to stwierdziłam, że naprawdę miło czasem wybrać się na trening z Mamą a nie zawsze samotnie.
No to szukamy dalej! Mamo, następnym razem basen!


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Zdrowie w dużej mierze zależy od nas samych

Bycie grubym to nie tragedia. Zawsze można sobie powiedzieć, że takim się jest i koniec, że nie da się tego zmienić, że takie ma się geny, że gdyby się było chudym to by się wyglądało mniej korzystnie, że chudzi są wredni a grubi zabawni i mili.. Najważniejsze, żeby lubić i akceptować samego siebie. Bo przecież najważniejsze jest wnętrze a nie to jak wyglądamy.

Zgodnie z tą złotą myślą akceptowałam siebie przez lata. Na boczkach przybywało tłuszczyku, wszystkie ubrania nagle kurczyły się w praniu, a w sklepach brakowało moich rozmiarów, ale mi to nadal nie przeszkadzało. Najważniejsze jest piękno wewnętrzne - myślałam. Z czasem coraz trudniej było mi podbiec do autobusu, który właśnie podjechał, wejść po schodach na czwarte piętro, czy stać w długiej kolejce. Nie chciało mi się wychodzić z domu, bo przecież w telewizji zawsze można coś obejrzeć, bo przecież jestem zmęczona. Znaleźć wymówkę było łatwo. Nadal jednak akceptowałam siebie i nie zamierzałam nic zmieniać. Życie jest za krótkie, by je przeżyć bez czekolady, bez fast foodów, by sobie odmawiać wszystkiego - myślałam, a czas mijał..
No właśnie - życie...Czy odpowiednio je szanujemy? Czy robimy dla siebie codziennie coś dobrego?

"Szlachetne zdrowie
Nikt się nie dowie, 
Jako smakujesz, 
Aż się zepsujesz." 
- J. Kochanowski

Jak się okazuje, zepsuć siebie jest bardzo łatwo - wystarczy po prostu się nie przemęczać -  usiąść w fotelu, włączyć telewizor i zajadać przekąski - tak codziennie przez kilka godzin. Szacuje się, że około 80 jednostek chorobowych wynika z nieprawidłowego sposobu odżywiania się. Są wśród nich : choroba niedokrwienna serca, nadciśnienie, otyłość, cukrzyca, choroby układu trawiennego, osteoporoza, niedokrwistość, dna moczanowa, obniżenie odporności. Nawet niektóre choroby nowotworowe mają swoje źródło w niewłaściwym odżywianiu się.

Czy warto samemu sobie robić krzywdę? Czy warto narażać się na to wszystko?

Dla mnie odpowiedź jest prosta - NIE! Życie jest krótkie, ale możemy je jeszcze skrócić jeśli będziemy pielęgnować w sobie złe nawyki. Zaczęłam się zastanawiać ile jeszcze wytrzymam, żyjąc tak jak dotychczas. Może nie mam jeszcze nawet 30 lat, ale czas mija szybko i jeśli TERAZ i DZIŚ nic ze sobą nie zrobię, nic nie naprawię, to w przyszłości mogę już nie mieć takiej szansy. A chcę przecież jeszcze tyle w życiu osiągnąć, tyle miejsc zwiedzić, tylu rzeczy spróbować...I muszę zadbać, by na to wszystko starczyło mi sił!



środa, 14 sierpnia 2013

Algi i green cofee - jak miło pozbywać się toksyn:)

Zwykle jestem energetyczną bombą;) Biegam, pędzę, próbuję zrobić 15 rzeczy jednocześnie i wszędzie mnie pełno. Są jednak takie dni kiedy moja energia życiowa spada a organizm prosi o wyciszenie, bo jakoś nie chce ciągle pracować na najwyższych obrotach. Denerwuje mnie to, bo nie znoszę bezczynności.
Na taki dzień idealne są wprost zabiegi z algami lub green coffee. Bo niby podczas nich leży się bezczynnie, ale jednocześnie organizm pozbywa się toksyn, więc nie jest to czas zmarnowany. Sam zabieg rozpoczyna się i kończy masażem. Pomiędzy masażami znajduje się esencja zabiegu czyli poddanie się dobroczynnemu działaniu zielonej kawy lub alg z guaraną. Polega to na tym, że na całe ciało nakłada się powyższe składniki i zawija w foliowy  kokonik. Potem można się już tylko relaksować:)
Zabiegi te może nie działają na cellulitis tak agresywnie  i intensywnie jak bańka chińska, ale  sprawiają, że skóra staje się bardziej gładka, elastyczna i lepiej odżywiona.
Ja podczas green coffee

w kokoniku
Więcej o zabiegach:
http://www.dayspa.tuanclub.pl/oferta/pielegnacja-ciala/zabiegi-antycelullitowe

Eximia - czy mają z nią coś wspólnego kosmici?

Eximia to nazwa zabiegu antycellulitisowego. Nazwa dziwna, urządzenie do eximii jeszcze dziwniejsze.. Gdy pierwszy raz je zobaczyłam pomyślałam, że to wytwór jakiejś kosmicznej technologii i za chwilę nie kto inny, a jakiś zielony ludek (o moja chora wyobraźnio!) przyjdzie i będzie to obsługiwał...

Eximia

Ludka nie było, była za to miła Pani, która mi wyjaśniła, że dzięki kombinacji masażu, zasysania skóry(nie wiem jak to fachowo nazwać, ale takie jest odczucie)  i ultradźwięków cellulitis ucieknie gdzie pieprz rośnie:)
Kosmiczny sprzęt to eximii na pierwszym planie

Zabieg jest bezbolesny. Tylko podczas rozbijania komórek tłuszczowych ultradźwiękami w uszach brzęczą dziwne dźwięki, ale jest to całkiem zabawne. Myślę, że eximia to dobra alternatywa dla kogoś, kto nie jest w stanie wytrzymać masażu bańkami. Efekty pojawiają się nieco wolniej, ale przecież nie można mieć wszystkiego;) Acha! I po zabiegu przez kilka godzin utrzymuje się korzystny efekt podniesionych pośladków..

wtorek, 13 sierpnia 2013

Bańka walczy z cellulitem:)

Bańka chińska to mój numer jeden jeśli chodzi o sposoby walki z cellulitem. Prawdą jest, że masaż jest bolesny i trochę mało komfortowy, bo dziwnie się czuję, gdy ktoś mi zasysa kawałek skóry w gumową bańkę i tak przesuwa to narzędzie tortur po całym ciele... 
A oto kolekcja narzędzi tortur;) Bańki chińskie w różnych rozmiarach

Dla mnie- osoby zupełnie nieodpornej na ból i, szczerze mówiąc, przewrażliwionej na swoim punkcie - pierwszy zabieg był trudny do wytrzymania, na drugim jęczałam, że boli, na trzecim marudziłam, czwarty był mi obojętny, a na piątym..zasnęłam... Można się zatem do tego przyzwyczaić.
 A efekty? Są naprawdę rewelacyjne. Myślałam, że już nic się nie da zrobić z tą okropną pofałdowaną skórą na udach, a tymczasem ona  potraktowana gumową bańką zaczęła robić się coraz mniej widoczna i mam nadzieję, że wkrótce zniknie;) 
Ktoś mi kiedyś powiedział: "Chcesz być piękna, to cierp!", zatem cierpliwie znoszę bańkowy dyskomfort i czekam na moment, gdy cellulit będzie tylko złym wspomnieniem:)

Więcej o masażu chińską bańką  znajdziecie tutaj:
 http://www.dayspa.tuanclub.pl/oferta/masaze-i-rytualy/masaze-manualne

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

wSPAniale:)

To, co dobre szybko się kończy:( Minął weekend i beztroskie lenistwo i znowu trzeba było wcześnie wstać i wtopić się w szary tłum pędzący do pracy..

W taki dzień jak dziś -  czyli w znienawidzony przez wszystkich poniedziałek, kiedy to wspomnienia miłego weekendu już się zacierają, a góra pracy piętrzy się nade mną i jeszcze w dodatku nic mi nie wychodzi, chciałabym gdzieś się schować, wyciszyć, odpocząć. Wiem wiem, dopiero minął weekend i powinnam być radosna i wypoczęta, ale jak bardzo bym się nie starała to tak nie jest. Te poniedziałki już coś takiego w sobie mają, że nastawiają mnie negatywnie i już. Ja chcę do spa!
Spa kojarzy mi się z luksusem dbania o siebie, ze świecami, kamieniami i łagodną muzyką Kojarzy mi się z miłą atmosferą oraz ze spokojem i relaksem.

Jako ambasadorka programu modelowania sylwetki wielokrotnie  korzystałam z usług spa w Tuanie (http://www.dayspa.tuanclub.pl/). Może trudno tu o obiektywizm, ale muszę przyznać, że jest to niezwykłe miejsce. Miły wystrój i wygodne kanapy sprawiają, że już po przekroczeniu progu wyczuwa się atmosferę relaksu. Gabinety są naprawdę estetyczne, a personel dba, by podczas każdego zabiegu były zapalone świece, grała spokojna muzyka. No i ten cudowny zapach olejków, który unosi się w powietrzu...

"poczekalnia" w spa
Prawda jest taka, że nie chodziłam tam w celach relaksacyjnych (niestety:(), ale po to, by modelować moją sylwetkę i pozbyć się cellulitu, a także wspomóc skórę w dopasowaniu się do chudnącego (yupi:)) ciała. Zabiegi, z których korzystam miały na celu usunąć z mojego ciała toksyny, nadmiar wody, zapewnić prawidłowy obieg limfy i wspomóc proces spalania tkanki tłuszczowej. Oto, co specjaliści wybrali dla mnie:

  • eximia,
  • masaż bańką chińską,
  • masaż odchudzający,
  • drenaż limfatyczny,
  • green coffee,
  • algi z guaraną.
W kolejnych postach postaram się omówić plusy i minusy tych zabiegów, bo w końcu przetestowałam je na sobie;) Mogę jednak z całą pewnością sprawdzić, że są one istotną częścią programu modelowania sylwetki i naprawdę wspomagają odchudzanie:) 

A na koniec coś na wzmocnienie motywacji (ja też chcę mieć taki brzuch!):
źródło: demotywatory.pl

czwartek, 8 sierpnia 2013

Drugie śniadanie

Upał czy nie upał, jeść trzeba. No bo już tak ten mój organizm się przyzwyczaił, że co 3 godzinki musi dostać nową porcję kalorii:) Właśnie zbliża się pora drugiego śniadania, na które dziś przygotowałam coś orzeźwiającego. Oto mój chłodnik ogórkowy (mój w sensie wykonania, bo przepis dostałam od Pani dietetyk z Tuan Club;))

 Składniki:
  •  Ogórek 1 szt
  • Kefir 250 ml
  • koperek
  • orzech włoski 1 szt
  • migdał 1 szt
  • przyprawy :pieprz, sól, czosnek
  • listki bazylii do dekoracji

Ogórka zetrzeć na tarce, pomieszać z kefirem i koperkiem. Doprawić. Następnie schłodzić w lodówce. Podawać z orzechem, migdałem i bazyliowa dekoracją;)
Smacznego:))

środa, 7 sierpnia 2013

Ach te upały...


źródło: pogoda.wp.pl
Alee upał.. Żar leje się z nieba a na ulicach wszędzie widzę ludzi z lodami, napojami chłodzącymi, mrożoną kawą...

Trochę to dla mnie ciężkie bo uwielbiam takie rzeczy. Przed dietą i przed tym jak sobie postanowiłam żyć zdrowo ciągle popijałam napoje gazowane i jadłam lody (czekoladowe - uwielbiam..). A kawę mrożoną mogłabym pić cały dzień... Oczywiście teraz nie ma takiej opcji - koniec i basta. Ale nie powiem, żeby mi było łatwo.

Jak sobie z tym radzę? Cóż.. Przede wszystkim zawsze mam przy sobie wodę, bo bez niej bym nie wytrzymała:) Po drugie, to tak sobie kombinuje z tą wodą - raz sobie wrzucę do niej cytrynkę, raz ogóreczka raz limonkę, raz meliskę, raz pomarańczkę. No po prostu nie może być nudno;) Wodę sobie kupuję też ulubioną - Muszyniankę . A tak właściwie nie wiem jak to jest z tą wodą - niby nie ma smaku i jest neutralna, a jednak jedną lubię bardziej a inną mniej.

Wracając do tematu - z zastąpieniem napoi gazowanych daję sobie jakoś radę, bo szczerze mówiąc da się bez nich żyć. Ale jak zastąpić lody i mrożona kawę ? Kawa to akurat żaden problem, bo moja dieta to jakoś zniesie jak sobie zrobię (nie kupię gdzieś na mieście tylko sama zrobię!) od czasu do czasu kawę na zimno z bardzo chudym mlekiem (0%) i lodem :) A lody? Niby można robić jakieś sorbety, ale smaku prawdziwych czekoladowych lodów nic mi nie zastąpi. Po prostu staram się o nich nie myśleć:)
Moja kawka:)


wtorek, 6 sierpnia 2013

Nie takie E straszne

Skróty E umieszczane na etykietach nie za bardzo nam się podobają. Widząc je, przeczuwamy spisek - oto producent chce nas nabrać, dodał coś paskudnego do swojego produktu i myśli, że jak to zawoaluje w E to nikt się nie zorientuje;)

Jak się okazuje, nie są takie straszne te E jeżeli wiemy, które co oznaczają. Wśród E jest karmel, kurkuma, witamina E2.  Ostatnio natknęłam się na fajną tabelkę z wyjaśnieniem groźnie brzmiących skrótów E, z którymi spotykamy się na etykietach. Tabelka może nie tłumaczy zbyt wiele i zawiera tylko najpopularniejsze dodatki, ale sugeruje przy których numerach E powinniśmy się zastanowić nad kupnem danego produktu. Ja już ją wydrukowałam i będę korzystać:)

żródło: zdrowie.gazeta.pl


Też chcecie? Link zamieszczam poniżej:

Tabelka E

Dla zainteresowanych - rozszerzenie tematu:

http://www.federacja-konsumentow.org.pl/story.php?story=35

"Kto nic nie wie, musi we wszystko wierzyć." - Marie von Ebner-Eschenbach
Zatem warto dowiedzieć się więcej:)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

ETYKIETA prawdę Ci powie

Jeden z moich postów postanowiłam poświęcić na omówienie tematu etykiet na produktach spożywczych. Czy warto na nie zwracać uwagę? Czy mogą coś nam powiedzieć o produkcie, jeśli nie jesteśmy chemikami albo technologami żywności?

Wiele osób stwierdza, że nie warto tego robić, że szkoda czasu, że i tak nic z tego nie zrozumiemy albo, że po prostu lepiej nie wiedzieć co jest w danym produkcie, bo przestanie być dla nas smaczny i atrakcyjny..

Ja jednak należę do osób, które lubią wiedzieć co jedzą i mimo, że czasem spędzam przy regale sklepowym znacznie więcej czasu niż przeciętna Polka, to czytam etykiety i dzięki temu mam świadomość co kupuję. Uważam, że naprawdę WARTO CZYTAĆ ETYKIETY, BO PRZEKAZUJĄ ONE KLUCZOWE INFORMACJE O PRODUKCIE i nie trzeba być znawcą żeby umieć je prawidłowo odczytać i zinterpretować.

Co powinno nas szczególnie zainteresować spośród informacji umieszczonych  na etykiecie? Jeśli jesteśmy alergikami to w pierwszej kolejności SKŁADNIKI ALERGENNE, które zawiera produkt. Producent ma obowiązek zamieszczać takie informacje, nawet jeśli nie dodaje bezpośrednio do produktu danego czynnika alergennego, ale w jego zakładzie istnieje ryzyko przedostania się go do produktu (np. na jednej linii produkcyjnej przetwarza produkty bez orzechów, a na drugiej, w tym samym zakładzie, produkty z orzechami).

Drugą istotną sprawą jest TERMIN PRZYDATNOŚCI DO SPOŻYCIA lub DATA MINIMALNEJ TRWAŁOŚCI. Wiadomo, że klient chce kupić produkt świeży, a nie taki który popsuje się za kilka dni lub już jest zepsuty.

Kolejną, dla mnie w tej chwili najistotniejszą informacją jest INFORMACJA O WARTOŚCI ODŻYWCZEJ czyli o tym ile dany produkt zawiera białka, tłuszczu, cukru, sodu itp. Ważna jest również INFORMACJA ŻYWIENIOWA I ZDROWOTNA, która mówi nam, że np. dany produkt to źródło wapnia, albo ma wysoką zawartość kwasów tłuszczowych omega 3 itp. Niektóre produkty posiadają również znaczek GDA (jest on nieobowiązkowy), który ułatwia osobom na diecie (i nie tylko) dokonanie właściwego wyboru.

Przykład informacji żywieniowej
Przykład informacji żywieniowej



GDA to wskazane dzienne spożycie(ang. Guideline Daily Amounts ) Zwykle na produktach spożywczych spotkamy się z oznaczeniami GDA dla tłuszczów, tłuszczów nasyconych, cukrów prostych i sodu (lub soli), gdyż składniki zwiększają ryzyko chorób dietozależnych. Producenci mogą również umieszczać na swoich produktach wartości GDA dla węglowodanów, białka i błonnika pokarmowego. Oznaczenia GDA na produktach należy interpretować w ten sposób, że mówi nam ono ile procent danego składnika zawiera porcja produktu w odniesieniu do dziennej normy na ten składnik - np. jeżeli porcja produktu dostarcza 100 kcal, co stanowi 5% dziennego zapotrzebowania, to do wykorzystania danego dnia na inne posiłki mamy jeszcze 95% energii (czyli 1900 kcal). Za normę uznajemy wskazane dzienne spożycie dla przeciętnej kobiety powyżej 18 lat prowadzącej aktywny tryb życia (w przypadku energii jest to 2000 kcal).


GDA na produktach spożywczych


Co jeszcze mnie interesuje na etykietach? Oczywiście SKŁAD PRODUKTU. Składniki muszą być podawane w kolejności - od tego, którego jest najwięcej do tego, którego jest najmniej. Jeżeli skład jakiegoś produktu zaczyna się zatem od cukru, tłuszczu, mąki pszennej, to raczej nie czytam dalej tylko odkładam go na miejsce i szukam innego. Wprawdzie w składzie możemy natknąć się także na składniki, których w ogóle nie znamy, ale kojarzymy z jakąś zaawansowaną chemią i tutaj możemy się pogubić, bo takie nazwy zniechęcają do produktu - kojarzą się z czymś sztucznym, chociaż nie zawsze jest to prawidłowe skojarzenie - np. brzmiący groźnie tokoferol to chemiczna nazwa witaminy E. Pamiętajmy również, że aby produkt był trwały, trzeba go jakoś zakonserwować, by miał odpowiednią konsystencję przez cały okres przydatności tez trzeba do niego dodać np. emulgator lub zagęstnik. Dodatki do żywności są pod ścisłą kontrolą i nie można ich dozować według własnego widzi misie, ale tylko wtedy gdy umożliwiają osiągnięcie odpowiedniego celu technologicznego.

Nawet jeśli nie rozumiemy wszystkiego, co zawierają, to czytajmy etykiety, powiększajmy swoją wiedzę i BĄDŹMY ŚWIADOMYMI KONSUMENTAMI.


czwartek, 1 sierpnia 2013

Czerp energię z otoczenia czyli o zaletach zajęć grupowych

Lubię ćwiczyć sama, bo to wygodne. Mogę sobie zaplanować swój leniwy plan ćwiczeń, realizować go powoli i spokojnie. Jak się zmęczę to przestaję i na tym koniec. Fajnie, ale czy taki trening coś daje?

Odpowiedź jest niestety przecząca. Nie wiem jak Wy, ale ja potrzebuję bodźca do działania. Żeby dać z siebie więcej nie mogę ćwiczyć sama, bo za szybko sobie odpuszczam. Dlatego pasują mi ćwiczenia grupowe, na których wprawdzie zajmuję raczej tylne rzędy (próbując się schować), ale mam jednak świadomość obecności innych. Gdy widzę, że im coś wychodzi, a mi nie to przykręcam sobie śrubkę, staram się, bo w niczym nie lubię być najgorsza:) Z jednej strony koncentruję się na sobie i podczas ćwiczeń staram się skupić, odciąć od innych, z drugiej jednak mam świadomość, że ćwiczą obok i czerpię od nich energię i zapał. 
A jakie jest Wasze zdanie na tema zajęć grupowych?

www.tuanclub.pl