wtorek, 16 lipca 2013

Życie według planu

Uwielbiam plany, rozkłady, tabele, wykresy, schematy. Mój świat musi być uporządkowany. Książki układam według wysokości okładki, a ubrania według kolorów. Na wszystko muszę mieć plan, toteż z odchudzaniem nie mogło być inaczej.

Na szczęście nie musiałam opracowywać go sama (już kilka razy to robiłam i jak wiadomo, nie jestem w tym mistrzem) - wszystkim zajęli się specjaliści z Tuana. Dobrali  odpowiednie dla mnie zabiegi, treningi i dietę. Zaplanowali mi cały miesiąc, rozpisali każdy dzień- tak bym wiedziała o której mam jeść posiłki, o której przyjść na trening, a o której na masaż. I oczywiście wszystko było zsynchronizowane z moim grafikiem w pracy. Mi pozostało tylko jedno - konsekwentnie stosować się do zaleceń.
Jakaż ja pilna jestem i zdyscyplinowana;) Prawie pierwsza na zajęciach.


Muszę przyznać, że pierwszy tydzień "życia według planu" był koszmarny. Na nic nie miałam czasu, ciągle gdzieś pędziłam, a gotowałam nocami (nie, nie zgodziłam się na to, by gotowali mi rodzice, choć nalegali, wszakże jestem dużą dziewczynką;)). Potem jednak udało mi się opanować sytuację, a oto kilka sposobów, które mi w tym pomogły:

- sporządziłam dokładną listę zakupów na cały tydzień (na podstawie otrzymanego jadłospisu) tak, by nie biegać do sklepu bo np. zabrakło mi jogurtu i żeby nie robić codziennie zakupów na następny dzień, bo to zabiera naprawdę dużo cennego czasu (no i czekolady czasem kuszą jak się je mija:)),

- wykorzystałam babcine metody na pietruszkę, szczypior i koperek - kupuje duże pęczki, myję je i kroję a potem od razu zamrażam i gdy są potrzebne (a używam tych zieloności naprawdę dużo) to po prostu dosypuję w wersji zamrożonej (szybko dochodzą do odpowiedniej postaci), dzięki temu raz się tylko denerwuję a nie za każdym razem gdy są mi potrzebne, bo naprawdę nienawidzę ich kroić (wszędzie się przyklejają!),

- zaczęłam gotować "z wyprzedzeniem" tzn. jeśli mam więcej czasu, przygotowuję sobie wcześniej kilka następnych posiłków (lub chociaż półprodukty potrzebne do nich) i pakuje w pojemniczki, by nie robić nic nerwowo, w głodzie, albo na ostatnią chwilę,

- planuję każdy dzień, by wiedzieć gdzie akurat będę w porze posiłków i zaplanować czy mam wziąć ze sobą pojemniczki z jedzeniem czy zdążę wrócić na posiłek do domu (czasami to zahacza o zdolności ezoteryczne, więc jeśli nie wiem jak będzie wyglądał następny dzień, wróżę sobie z fusów po zielonej herbacie),

Moje pojemniczki do pracy:)


- przestałam wylegiwać się w łóżku (nigdy nie byłam rannym ptaszkiem) i choć to niełatwe, teraz wstaję wcześniej, przygotowuję jedzenie na cały dzień i nagle okazuje się, że mam duużoo czasu na inne rzeczy,
 
-włączyłam pozytywne myślenie - to naprawdę pomaga! Przez pierwszy tydzień chodziłam bardzo zestresowana, bo nowe sytuacje tak zawsze na mnie wpływają. Wszystko wydawało mi się niewykonalne, a na każdy problem reagowałam wybuchem złości (przepraszam Moja Rodzino, ciężko było ze mną wytrzymać). W końcu wzięłam się w garść,poniekąd dzięki innym ambasadorkom, bo wyglądało na to, że one radzą sobie znakomicie. Stwierdziłam, że bycie jedyną bidulką, która ciągle ma jakiś problem wychodzi mi świetnie, ale za tą rolę oscara nie dostanę. Wróciłam do koncepcji: "lubię wyzwania" i nagle wszystko stało się możliwe do wykonania.

TRZEBA WIERZYĆ, ŻE WSZYSTKO SIĘ UDA, BO W KOŃCU JEST NA TO AŻ 50 % SZANS:)

Życzę Wam wszystkim sukcesów w osiągnięciu celu:)


2 komentarze:

  1. Kasieńko, plan to podstawa jak w każdej organizacji, sukces murowany przy założeniu 100% realizacji planu czego z całego serducha Ci życzę
    Powodzonka:)
    Wiola

    OdpowiedzUsuń
  2. HEHEH.. U mnie pojemniki wyglądają podobnie...

    OdpowiedzUsuń