Mąż mój dostaje już białej gorączki, gdy tylko słyszy ten tekst;) A słyszy go prawie codziennie.. Ale taka jest prawda.. Niby 80% wieszaków w naszej wspólnej szafie zajmują moje ubrania, niby mam 2 szuflady więcej od niego, ale co z tego?!
Przed dietą narzekałam, bo już powoli przestawałam się mieścić w swoje stare ubrania, a nowych w tak wielgachnym rozmiarze nie chciałam kupować. W ogóle jak już wyrosłam z tak zwanej "normalnej" rozmiarówki w moich ulubionych sklepach, to przestałam chodzić na zakupy. To przykre słyszeć od sprzedawczyni, że : "niestety, ale tych spodni nie mamy w większym rozmiarze". Zawsze wtedy czułam na sobie to spojrzenie mówiące - nasz sklep nie jest dla takich grubasów. Choćby pani w sklepie była najmilsza, to ja i tak czułam się okropnie. Bo to przykre wychodzić poza ustalone standardy, poza ramy, które ktoś ustalił. Nie wiem właściwie kto tak wymyślił, że przeważnie rozmiary kończą się na 42 i XL (rzadko XXL). Znając życie zadecydowała tutaj skostniała statystyka. Może przeciętna obywatelka Świata mieści się w rozmiarach od 36 do 42, ale co z tymi mniejszymi i większymi nieszczęśniczkami?! No zapytać w sklepie o rozmiar 34 to byłby dla mnie powód do dumy (;)), ale o 44 to już dramat.. Tak czy inaczej, w pewnym stadium kategorii wagowej, zakupy przestały mnie cieszyć. Wracałam z nich zwykle z pustymi rękami albo z jakimś drobiazgiem typu bransoletka, rzadziej bluzka. Dział spodni omijałam wielkim łukiem, bo wiedziałam, że samo szukanie spodni na mój okazały tyłek wpędzi mnie w depresję, a znalezienie takich, w których wyglądałabym zadowalająco (dobrze to za dużo powiedziane) graniczy z cudem.
![]() |
Moje "miernikowe" spodnie |
Jak zaczęłam o siebie dbać zgodnie z zaleceniami specjalistów z Tuana, nie od razu zauważyłam różnicę. Jednak cierpliwie czekałam i konsekwentnie realizowałam program (przecież nie mogłam się poddać na starcie). Pierwsze zauważalne efekty przyszły po dwóch-trzech tygodniach. Fajnie było znów się mieścić w ubrania, które wcześniej skazałam na stracenie, bo były stanowczo za małe. Mam takie białe spodnie, które są moim prywatnym miernikiem wyglądu (jeśli w ogóle coś takiego da się zmierzyć...) - jak są za małe to znaczy, że jestem stanowczo za gruba, jak się w nich dopinam, ale ledwo, to znaczy, że jestem gruba, a jak w nie wchodzę bez problemu to znaczy, że może być (i wtedy czuję się świetnie). Wszystkie te stadia zaliczyłam w kolejności od najgorszego do najlepszego, co napawało mnie dumą. To naprawdę świetne uczucie jak stare ubrania znów na Tobie świetnie leżą! I jak przy tym oszczędność;) Program zakończyłam z efektem, który mnie zachwycił i BMI na poziomie ok 24. Nie mam oczywiście złudzeń i wiem, że nie są to parametry modelki i ze jest milion kobiet, które wyglądają lepiej ode mnie. Ale dla mnie osiągnięcie takiego pułapu było i jest wielkim sukcesem. Wiem, że może nie wszystkim mieści się to w głowie, ale ja nigdy nie chciałam być modelką, ale zawsze chciałam podobać się sobie i dobrze czuć się ze swoim wyglądem. W moim przypadku oczywiście nigdy nie osiągnę takiego stanu, ale zrzucenie 10 kg zbliżyło mnie do niego:)
![]() |
Przed i w dodatku z koszmarną fryzurą.. |
![]() |
Po Sesja końcowa w Tuanie |
Tak czy inaczej dalej stosuję się do zaleceń. Może mniej konsekwentnie, ale jednak. To już właściwie nie zalecenia, ale styl życia. Spodobało mi się bowiem to przejście na zdrową stronę:) Dzisiaj mogę tylko powiedzieć, że białe spodnie nie są już dobrym miernikiem, bo najzwyczajniej w świecie stały się za duże. Prawie wszystko, co miałam w szafie jest za duże i znowu nie mam się w co ubrać... Powoli zaczynam się przekonywać do zakupów i nawet miło mi jest gdy przymierzam jakiś rozmiar nie największy z możliwych;)
Trzymaj tak dalej Kasieńko - powodzenia :)
OdpowiedzUsuńa fryzura wcale nie taka zła mi się w niej bardzo podobasz.
Pozdrawiam
Wiola
Staram się Wiola:) Buziaki
OdpowiedzUsuńTrzymaj tak dalej!! Powodzenia
OdpowiedzUsuń