Jednocześnie jest we mnie ten strach, że kilogramy wrócą i że jeszcze za wcześnie by mówić o sukcesie... Bo niby schudłam ponad 10 kg i mogę nosić ubrania rozmiar albo i dwa mniejsze. Niby wszyscy, którzy mnie dawno nie widzieli chwalą moją nową figurę i ciągle rzucają mi teksty typu: "Rany! Ale Ty schudłaś". Niby wszystko jest świetnie, ale w moim przypadku to najgorszy moment diety. Bo teraz najłatwiej spocząć na laurach i powiedzieć sobie, że już starczy, że trochę cukru nie zaszkodzi i że jest dobrze.. Zwykle jak mnie się za bardzo chwali, jak za bardzo komplementuje to zaczynam popadać w niezdrowy samozachwyt. A przecież trzeba być czujnym (nawet bardziej czujnym niż ważka)!
Dlatego staram się nie zgubić mego celu.Staram się w chwilach słabości przypominać sobie jak było mi ciężko, gdy wszystkie ubrania były na mnie za ciasne, jak kiepsko się czułam w sklepach, kiedy okazywało się, że znowu zwiększył mi się rozmiar (taa - sam się zwiększył). Myślę o tym ile pracy i determinacji kosztowało mnie zrzucenie każdego kilograma. Oglądam sobie zdjęcia wcale nie takie stare, bo sprzed 3-4 miesięcy i zastanawiam się jak mogłam nie zauważać, że wyglądam jak pyza...To wszystko pomaga, ale na jak długo nie wiem;)
Prawda jest taka, że moim zdaniem nie wyglądam jeszcze tak dobrze jak bym mogła wyglądać i do wymarzonego celu brakuje mi jeszcze 5-6 kg. Zrzuciłam te 10 kg i w końcu normalnie i przeciętnie się prezentuję, ale jeszcze nie noszę rozmiaru, który zawsze chciałabym nosić:) Przede mną jeszcze dużo pracy i wysiłku, bo teraz kilogramy już nie spadają w takim tempie jak na początku, gdy opiekowali się mną specjaliści z Tuana (www.tuanclub.pl). Teraz samotnie, żmudnie i powoli walczę o każde 100 g.
Jednak pod czujnym okiem trenera łatwiej się było zmotywować:) |
Muszę się jednak pilnować, bo złe nawyki tkwią we mnie i będą tam zawsze. Zajadanie stresów, podjadanie między posiłkami, lenistwo - z tym wszystkim walczę codziennie. Jak na razie wygrywam:)
wiem doskonale o czym piszesz.... :) eh powodzonka :)
OdpowiedzUsuń